• RSS
  • Delicious
  • Digg
  • Facebook
  • Twitter
  • Linkedin
Posted by Cathy - - 2 komentarze


Andrzeja Pilipiuka zaliczałam do grona moich ulubionych polskich autorów. Niestety, czasu przeszłego nie mogę tutaj nie użyć. Po lekturze wszystkich czterech tomów "Oka Jelenia" jestem rozczarowana, zawiedziona i na jakiś czas mam dość znajomości z tym pisarzem.

Wielkie nadzieje pokładałam w tym cyklu. Pomysł ciekawy, autor mi bliski i znany, więc jak mogłam nie sięgnąć w końcu po cztery tomy przytargane mi przez tatę? Nie mogłam.

Już sam początek nieco mnie zaskoczył, ale nie byłam pewna jeszcze, czy jest to zaskoczenie na plus, czy też wręcz przeciwnie. Nieco zdezorientowana czytałam dalej i z każdym kolejną częścią miałam ochotę wrzasnąć "WTF!?". Bohaterowie przeszli taką metamorfozę, jakby Pan Pilipiuk nie do końca był pewny, w jakim kierunku powinna pójść stworzona przez niego postać. Straciły na wiarygodności i sama już nie wiedziałam, czy Helę mam lubić, czy też poddać się ogarniającej mnie irytacji co do jej osoby. Szkolny informatyk wyrwany ze swoich czasów, zagubiony i nie potrafiący sobie poradzić z tak prostym zadaniem, jakim jest przetrwanie kolejnego dnia, nagle staje się super bohaterem wychodzącym z każdej opresji wręcz w Hollywoodzkim stylu, opierając się o pomysły, jakich nie powstydziłby się sam McGayver. No i biedny licealista - niedojrzały chłopiec, który nie był w stanie wykrzesać z siebie odrobiny zdrowej chęci samoobrony na początku, a kończy niemalże z osobowością szlachetnego rycerza...
Sama Łasica, postać obca, zimna i drastycznie mechaniczna, nagle nabiera ludzkich cech, przecząc tym samym istocie swojego bytu.
Ok, zmiany może i słuszne, tylko... mało wiarygodne i kompletnie nieprzekonywujące.

Konflikty na tle religijnym, trochę politycznego bełkotu, medycyna od podstaw, nieco Matrixa i spojrzenie na świat oczami żydowskiej dziewczyny - taką mieszankę zaserwowano nam tutaj w lekkiej, aczkolwiek trudnej do zaakceptowania formie.

Ostatni tom "Pan Wilków" to kulminacja wszystkich najgorszych cech tego cyklu. Brak spójności, logiki, autentyczności i ... zakończenia. Mamy tam wszystko - złych Chińczyków, XVI wiecznych prostych ludzi, którzy bez wahania i mrugnięcia okiem przyjmują i ograniają to, czego ogarnąć nie powinni, wątek taniej love story, kolejne wskrzeszenia, wizje i całą masę wydarzeń budzących już nie zaciekawienie, a zwyczajne znużenie.
I choć po cichu liczyłam, że może tom V zepnie to wszystko w sensowną całość, to odkładając książkę po ostatniej stronie tomu czwartego, nie jestem pewna, czy miałabym siłę i ochotę znowu zanurzać się w ten świat...

Cykl "Oko Jelenia" poznałam, bo poznać musiałam, jako miłośniczka tego typu literatury, ale literaturą przez duże "L" na pewno dla mnie nie jest. Przykro mi, Panie Pilipiuk, ale mam wrażenie, jakby ktoś tu próbował odcinać kupony od swojego dotychczasowego dorobku i pomyślał "skoro kupili tamto, kupią i to". Ja kupić nie zamierzam...

2 Responses so far.

  1. Anonimowy pisze:

    Cześć!

    Trafiłam tu przez wizaż i podziwiam, ile trudu sobie zadajesz, by pomóc innym:)

    Ale właściwie piszę z tego względu, że zauważyłam, że masz gust muzyczny bardzo zbliżony do mojego:) W związku z tym chciałabym polecić Ci jeszcze Ewę Demarczyk (jeśli jeszcze jej nie słuchałaś) i śpiewającą po hiszpańsku Lhasę de Sela (zwłaszcza album "La Llorona", w tym utwór "El Desierto")- myślę, że nawet jeśli ktoś nie zna języka, to jest to fascynująca muzyka:)

    Pomyślałam też, że skoro tak podobały Ci się dotychczaswe książki Pilipiuka (o którym, ze wstydem przyznaję, pierwszy raz słyszę), to może poleciłabyś mi jego najbardziej znane i godne przeczytania tytuły?:)

    Pozdrawiam i keep it up!;)

    fluxus9

  2. Cathy pisze:

    Hej,
    Dzięki :) Na początku mojej przygody z minerałami również znalazł się ktoś (a właściwie kilka osób), które mnie poprowadziły i pozwoliły bez rozczarowań wejść w świat minerałów, więc choć w małym stopniu chciałabym też pomóc innym :) Stąd pomysł na mojego mineralnego bloga.

    Ewę oczywiście znam i był okres w moim życiu, kiedy zasłuchiwałam się jej utworami i spędzałam z nimi każdy dzień. Później nieco moja fascynacja tą artystką osłabła i choć nadal z przyjemnością słucham jej muzyki, to już nie w takim stopniu, jak kiedyś.

    Lhasy nie znałam, przyznaję bez bicia. Zapoznałam się dzisiaj pobieżnie z jej dorobkiem muzycznym i niestety - album La Llorona nie przypadł mi do gustu :( Za to na płytach Lhasa i Living Road odnalazłam kilka naprawdę ciekawych kawałków. Może ja po prostu tak mam, że lubię wiedziec, o czym śpiewają, bo oprócz linii melodycznej, ważny jest dla mnie i sam tekst (wyjątkiem są tu utwory celtyckie, ale one są tak intensywne doznaniowo same w sobie, ze słowa są tylko dodatkiem). A że hiszpańskiego nigdy nie poznałam w stopniu takim, by móc zrozumieć, o czym śpiewa, to czegoś mi po prostu brakuje w tych utworach. Za to, tak jak napisałam, dwa pozostałe albumy z pewnością są warte głębszego poznania i z pewnością to zrobię. Podobał mi się również jej cover "Who by fire" L. Cohena (choć i tak uważam, że Maciej Zembaty robi to najlpiej :D)
    Dziękuję za zwrócenie uwagi na Lhasę, bo przyznam, iż nigdy jakoś nie trafiłam na nią.

    Co do Pilipiuka. To baaardzo specyficzny autor. Z gatunku tych, których kochamy, albo nienawidzimy. Budzi bardzo skrajne emocje. Jego książki (zwłaszcza te pierwsze) są dosć surowe w odbiorze, a i tematyka oryginalna. Klasyką jest oczywiście Jakub i to sztampowe dzieło tego autora, od którego warto zacząć, gdyż wtedy będziemy wiedzieć , czy Pilipik nas rzuca na kolana, czy też odpycha zdecydowanie.
    Również cykl "Kuzynki" wart jest poznania.
    Mało osób wie, że Pilipiuk wydał również kilkanaście tomów kontynuacyjnych Pana Samochodzika :) tworząc pod pseudonimem.
    Polecam stronę autora
    http://valkiria.net/?area=20
    I miłej lektury :)

    Pozdrawiam
    no i jak zwykle się rozpisałam :D Przepraszam :)

Leave a Reply